Powiem Wam szczerze, za co kocham Włochy
Wiele razy podchodziłam do tego tekstu. Słowa grzęzły mi pomiędzy palcami a klawiaturą. Próbowaliście kiedyś opowiedzieć o swojej miłości? No właśnie. Przyszła niespodziewanie, została, a teraz męczy bułę. Kocham Włochy, no. Za mną 4 lata, 8 wyjazdów i 43 zwiedzone miasta.
Na początku wyjaśnijmy sobie
—
Primo
To jest subiektywna lista doświadczeń, obserwacji, zapamiętanych obrazów, wrażeń, uczuć. Wśród wspomnień jest kilka rzeczy, które znajdują się pod hasłem rozczarowanie. Jest to jednak osobny zestaw i przyjdzie na niego czas. PS Najniżej na mapie buta byłam w Lacjum. Południe Włoch na razie zwiedzałam ludzikiem po google mapsach.
Secondo
Jestem osobą, która potrzebuje komfortu w postaci łazienki i kawałka czystego łóżka bez pierzyny. Spanie w namiocie, czy aucie jest spoko, jeśli istnieje perspektywa prysznica. Często nie zgadzam się z przewodnikami, co do miast wartych odwiedzenia, czy atrakcji. Nie jeżdżę last minute, ani all inclusive. Wszystkie wycieczki planujemy sami. Rzadko stołuję się w restauracjach, najwięcej pieniędzy wydaję na nietypowe smaki lodów. Informacji szukam głównie na tematycznych blogach, najczęściej jednak podróżą steruje spontan. Kapelusz ładnie wygląda na zdjęciu, ale wkurza mnie zwiewający go wiatr. W plecaku noszę batoniki, kabanosa i bagietkę – nigdy nie wiem, kiedy będę wkurzona, a wtedy po dziewczyńsku zajadam. Do kieszeni upycham kilometry plastrów, moja skóra jak dupa niemowlęcia – wiecznie odparzona. Jeśli czujesz ten klimat, zostań ze mną.
♥ Zobacz także: Planner po włosku na rok 2018, część 1
Kocham Włochy – jedzenie?
—
Trudno byłoby od tego nie zacząć. Pytałam Was na InstaStories, za co kochacie Włochy i do najczęstszych odpowiedzi należało właśnie żarło. Mało kto się dziwi takiej opinii, ale akurat ja… tak 😂 Nie gustuję w owocach morza i nie znoszę, gdy ktoś usilnie mnie do nich przekonuje (nie trafiłaś na dobrą restaurację; były źle przygotowane; następnym razem spróbuj tego, smakuje podobnie do…). Nie przepadam też za serami, włoskimi wędlinami, więc prosciutto odpada już w przedbiegach. Makaron jest spoko raz w tygodniu, pizza mogłaby królować codziennie. Tak czy siak – niestety – dania mączne muszę ograniczać. Najlepiej odnajduję się w owocach, warzywach, rybach, jogurtach, dodatkach (np. orzechy) i deserach 😋 Jestem też poszukiwaczem wyjątkowych lodziarni, lubuję się w przedziwnych smakach (np. bazylia, marchewka, rozmaryn, różane, ryżowe, kurkuma, połączenia nasion). Ale o tym doskonale wiecie🍦
Skoro do Włoch nie zjeżdżam po uwielbiane przez większość smaki, to po co? Po magiczną otoczkę, która towarzyszy jedzeniu. Lubię się w niej zanurzać. Zawsze czuć, że nadciąga sjesta, czy pora kolacji. Powietrze jest przepełnione zapachem potraw oraz dźwiękiem zastawianych stołów. Na sjestę zazwyczaj ulice pustoszeją, na wieczór gęsto się zaludniają. Codziennie ta sama melodia, włoski rytm dnia.
Zresztą w domu, czy na mieście – ważne, że razem. Jedz, nie gadaj. Teraz jedzenie ma głos – z tym we Włoszech jeszcze się nie spotkałam. Przy stole jest gwarno. Wesoło. Rodzinnie. Przyjacielsko. To jest taka atmosfera, jakiej do tej pory nie znałam. Smakowanie i radość ze wspólnego posiłku. Dobrze się na to patrzy, a jeszcze lepiej w tym uczestniczy.
Jestem zdecydowaną fanką domowego jedzenia, ale we Włoszech zdarza nam się zawitać do restauracji. Sposobu na znalezienie tej dobrej, wyjątkowej nauczył nas znajomy Włoch – podchodzi do lokalsa i pyta, dokąd ten najczęściej zabiera rodzinę na kolację oraz co z menu poleca. W ten sposób w Rzymie odkryliśmy niepozorną z szyldu i wyglądu restauracyjkę, omijaną przez większość turystów i będącą na jakimś podrzędnym miejscu na TripAdvisor. Przyjazna atmosfera, przyjazne ceny, przepyszne jedzenie i włoski harmider.
Kocham Włochy za ciepło
—
Nie tylko za to lejące się z nieba, ale przede wszystkim to bijące od ludzi. To się zauważa w małych, drobnych rzeczach: nie ogarniam biletomatu po pieczywo, więc po prostu facet stojący obok wyklika wszystko za mnie, dodając przyjazne prego; na promie dzieci wchodzą obcym ludziom pod ramiona, żeby popatrzeć na morze – nikt nie robi problemu, każdy się uśmiecha; w kościele obok małżeństwa odpoczywa sobie pies; pies też siedzi w koszyku na zakupy, podczas gdy właścicielka buszuje między sklepowymi półkami; po kilku dniach w lokalnej kantynie, czy na straganie z owocami witają się ze mną, jak ze starą znajomą.
Kocham Włochy za wyjebanizm
—
To moje prywatne określenie na to, jak bardzo oni mają w dupie wiele spraw nie do pomyślenia. Jadę autem, widzę swojego ziomka z kawą i rogalem w kawiarni? Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zablokować pas i pogadać ze znajomym przez opuszczoną szybę.
Skuter z lewej, skuter z prawej, piesi chodzący w każdą stronę, wyłaniający się w najmniej oczekiwanych momentach? Miej oczy szeroko otwarte, ale zachowaj spokój i ucz się spodziewać niespodziewanego.
Opalam się na plaży i mam ochotę na spacer? Zostawiam swoje rzeczy i po prostu idę na spacer. Tak, po prostu idę (jest tu kilka ALE! ale to na następny raz 😉).
Organizowane targowisk pod gołym niebem w niedzielę? Żaden problem.
Wyjebanizm bardzo ładnie pod tym instagramowym postem opisała @wloskiprzykawie ♥
Kocham Włochy za krajobrazy
—
Połączenie gór i morza to dla mnie raj na ziemi. Wędrówka po górskich szlakach, skąd nagle wyłania się panorama wierzchołków, miast, plaż i morza – magia. W ciągu takiej wyprawy najwięcej czasu zajmuje mi ocknięcie się z tego oczarowania. Co parę kroków zatrzymuję się, by chłonąć widoki. Motor w tyłku odpala się tylko, gdy w powietrzu czuję nadchodzącą burzę.
Kocham Włochy za otwartość
—
Zamawiam kawę w Autogrill (szczerze nie znoszę tego miejsca). Dostaję rachunek i czekam. Jest tłum, ale nie ma kolejki, po prostu dzieje się tu, co chce. Koleś obok wyhacza, że sterczę jak głupek, więc ogarnia z uśmiechem wszystko za mnie i po chwili już dopijam kawę.
Co drugi dzień rano biegam tą samą trasą, z tym samym bidonem KROSS. Po drodze spotykam podstarzałego rowerzystę w koszulce KROSS. Od pierwszego razu wie, że jestem jego ziomkiem i za każdym razem krzyczy ciao bella!
Przychodzę na sagra. Stoły ustawione są obok siebie. Dosiadam się do jakiejś rodziny. Podpytują skąd jesteś, czy Ci się tu podoba, co wybrałaś sobie z menu. Czasem opowiadają coś o sobie, a gdy najedzeni już spadają, żegnają się ze mną jak z kimś bliskim.
Potem idę na passeggiata. Sporo się dzieje. Ludzie jedzą przy stolikach, na murkach, na plaży, chodzą w każdą stronę, zatrzymują się przy straganach, rozstawionych teatrzykach dla dzieci, muzycznych scenach. O, jest nawet jakiś pokaz tańca. Chwilę później choreografię znają już wszyscy. A jak nie, też tańczą! Starzy, młodzi, w parach, solo. Jest śmiesznie, wesoło, bosko.
Kocham Włochy za znacznie więcej!
—
Prawie w każdym miejscu spotyka mnie jakieś wow. Uwielbiam zalegiwać na schodach i obserwować toczące się dookoła życie, jak słońce zatacza krąg na tych samych budynkach, jak późnym popołudniem z godziny na godzinę przybywa ludzi, jak wzmacnia się radosna, głośna atmosfera.
Uwielbiam spacery w tych wąskich uliczkach, podziwiać ozdobione roślinami kamienice. Najczęściej z moim K. odkrywamy wyjątkowe miejsca i łapiemy ulotne chwile, kiedy zwyczajnie dajemy się zgubić. Podobnie jest na szlakach pieszych, choć tu wolałabym obniżać procent dezorientacji w terenie 😅
PS Oczywistą oczywistością jest, że na szczycie mojej listy figurują melodyjny język i vino frizzante ❤